integracja sensoryczna i zabawy z dzieckiem

To dla nas naturalne, że pijąc poranną kawę przy okazji przeglądamy gazetę (lub – coraz częściej – artykuły w Internecie). Bywa, że prowadząc auto równocześnie słuchamy muzyki lub odbieramy telefon. Potrafimy prowadzić konwersację w trakcie kolacji i rozmawiać podczas tańca. Idąc ulicą, przy pierwszych podmuchach zimnego wiatru mocniej zawiązujemy szaliki, balansujemy na oblodzonych chodnikach, kiedy trzeba – pokonujemy wysokie krawężniki. Przystajemy na światłach i reagujemy na dźwięk przejeżdżającej karetki pogotowia.

To wszystko robimy „naturalnie”, po prostu – odruchowo.

Te nasze automatyczne reakcje na zmieniające się cechy otoczenia. To także zdolność do sprawnego wykonywania kilku czynności w tym samy momencie. Jest to zasługa zmysłów – wzroku, słuchu, dotyku, smaku i powonienia – dzięki którym docierają do nas informacje o otaczającym nas świecie zewnętrznym. Natomiast właściwe odpowiedzi organizmu na te wszystkie bodźce zależą od sprawności układu nerwowego, który przetwarza je na impulsy, kierujące naszym zachowaniem. A także od odpowiedniej „kalibracji” takich dodatkowych „zmysłów wewnętrznych”, jak obejmujący ucho środkowe i nerw błędny zmysł równowagi. Są to również zmysły pozwalające nam ocenić temperaturę otoczenia, upływ czasu, orientację przestrzenną czy też, tak zwane, „czucie głębokie”.

Mogłoby się wydawać, że tego wszystkiego – zachowania równowagi, sprawnego poruszania się w przestrzeni, koordynacji i precyzji ruchu oraz właściwej do siły bodźca reakcji na zmienne dane płynące z otoczenia nie musimy się uczyć. Jak chociażby nauka chodzenia czy mowy. Że te umiejętności przynieśliśmy na świat w wyposażeniu genetycznym.

Tak jednak nie jest. Nasze naturalne „sensory”, reagujące na zebrane przez zmysły informacje ze świata zewnętrznego, też wymagają odpowiedniego dostrojenia. Musimy się tego po prostu nauczyć. Tyle tylko, że ta nauka odbywa się niejako mimochodem. I nabywamy ją w trakcie innych podejmowanych od najwcześniejszych chwil życia aktywności.

Od dawna wiadomo zresztą, że zmysł dotyku wykształca się i uwrażliwia podczas czynności pielęgnacyjnych i opiekuńczych podejmowanych przez rodziców wobec noworodka. Dlatego tak ważne jest, zwłaszcza na najwcześniejszych etapach życia, głaskanie i przytulanie niemowlęcia. Ważne jest również kołysanie i noszenie, bo – poza budowaniem czułych relacji z najbliższymi i zapewnianiem poczucia bezpieczeństwa – kształtuje się także zmysł równowagi.

Z kolei zapewnienie dziecku zabawek, których można dotykać, podnosić i przemieszczać, kształci koordynację i precyzję ruchu.

Sam ruch w postaci gimnastyki oseska i kołysania go w rytm muzyki odgrywa zresztą – o czym przekonują coraz liczniejsze opracowania naukowe – kluczowa rolę nie tylko w rozwoju fizyczno-ruchowym, ale także intelektualnym. Ma to pozytywy wpływ na sprawność mózgu i zdolności poznawcze. Ruch bowiem jest jedynym znanym dotąd naturalnym stymulatorem neurogenezy. Mówiąc inaczej, aktywność fizyczna zwiększa sprawność intelektualną i doskonale wpływa na rozwój psychiczny i zdolności malucha.

Tak więc, od najwcześniejszych chwil od momentu narodzin, kształcimy także nasze zmysły oraz pracujemy nad ich odpowiednią „kalibracją”. Po prostu aktywnie poznając otaczający nas świat. I to, zazwyczaj, wystarcza.

Czasami jednak coś może pójść „nie tak”. I wówczas pojawiają się problemy, takie jak trudności ze skupieniem uwagi na podstawowej – w danej chwili – czynności.

Ktoś, na przykład, nie może czytać w spokoju porannej gazety, popijając kawę, bo rozpraszają go nieprzyjemne odgłosy i zapachy z otoczenia. Słyszy dzwonek przejeżdżającego pod oknem tramwaju i od razu zapomina, jak brzmiało ostatnie zdanie. Albo zza niedomkniętego okna dociera do niego fragment czyjejś rozmowy. I już nie wie, czego dotyczył tekst, który ma przed sobą.

Ktoś inny nie potrafi dokończyć raportu, bo rozprasza go, a to telefon, a to przychodzące maile, a to znowu odczuwa potrzebę by wstać od biurka i zaparzyć sobie herbaty, Po czym nie potraf dokończyć zdania, bo mu w trakcie umknął wątek.

O takich ludziach mawia się, że są roztargnieni, że myślami wiecznie „bujają w chmurach”, że są chaotyczni i niepozbierani. Lub że nie potrafią usiedzieć w spokoju nawet pięciu minut. I nie są to raczej komplementy, niestety.

Problem jest nawet większy, kiedy dotyczy dzieci. Bo środowisko edukacyjne – przedszkole a później szkoła – wymaga on nich, by umiały się skupić. Od kilkulatka oczekuje się zdolności do koncentracji, słuchania poleceń oraz wytrwania przy określonym zadaniu kilkudziesięciu minut. A dla niektórych dzieci to bywa zbyt trudne.

Kiedyś mówiło się o takich maluchach, że są „niegrzeczne” lub wręcz „źle wychowane”. Teraz jednak, w świetle aktualnych badań naukowych, już wiadomo, że to nie problemy wychowawcze, ale kłopot z integracją. A konkretnie – zaburzenia w integracji sensorycznej, czyli kłopot z odpowiednią do siły i znaczenia selekcją bodźców płynących z otoczenia. To taka specyficzna nadwrażliwość na doznania zmysłowe, traktowane tak, jakby wszystkie były równie ważne w danej chwili. Nie tylko tekst przed nosem, ale także plama na ławce, kolor piórnika koleżanki, skrzypienie kredy po tablicy, świergot ptaków, dopływający zza okna i stukot obcasów pani nauczycielki. W takim chaosie nie sposób się kupić. Takie osoby nie potrafią skoncentrować się dłużej na niczym, bo – po prostu – zbyt je rozprasza otoczenie, w którym się znajdują.

Ta wiedza, podobnie jak samo określenie „Integracja Sensoryczna”, to stosunkowo niedawne osiągnięcie psychologii klinicznej, które zawdzięczamy profesor Jean Ayres i jej pracom dotyczącym zaburzeń poznawczych u dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Prof. Ayres, publikująca swoje najważniejsze odkrycia w połowie minionego wieku, zajmowała się terapią zajęciową i psychologią kognitywną na Uniwersytecie Południowej Kalifornii, gdzie rozwinęła pionierskie badania nad wpływem „kalibracji” danych zmysłowych. To za jej sprawą w nauce pojawił się, a potem przyjął i rozwinął do postaci samodzielnej terapii – termin i pojęcie „Integracja Sensoryczna”.

Dzięki pracom prof. Ayres wiadomo, że zjawisko dostrajania się zmysłów i układu nerwowego to proces, zachodzący samoistnie od pierwszych chwil po narodzeniu, a kończący się około 7. roku życia. Że taka samoistna „integracja sensoryczna” odbywa się poprzez naturalne kontakty z otoczeniem, a przede wszystkim poprzez nieskrępowaną, żywiołową zabawę połączoną z aktywnym poznawaniem otaczającego dziecko świata.

Wiadomo też, że ten proces może zostać zaburzony przez niesprzyjające okoliczności wewnętrzne lub zewnętrzne, ale podobne zaburzenia można korygować. Niemniej wiadomo także, że – jak głosi stare lekarskie porzekadło: „lepiej zapobiegać niż leczyć”. Zdecydowanie łatwiej jest zadbać o właściwy rozwój zmysłowo-motoryczny dziecka od jego pierwszych chwil po narodzeniu, niż później poddawać je długotrwałej terapii. Zwłaszcza, że metody takiej profilaktyki każdy rodzic ma na wyciągnięcie ręki. Wystarczy pozwolić dziecku na spontaniczną zabawę i nie krępować jego aktywności, ani też ciekawości świata i kreatywności (naturalnie w granicach rozsądku i bezpieczeństwa). Bo jeśli chodzi o prawidłową integrację sensoryczną, to nie ma jak bieganie po trawie, wspinanie się na (niewysokie) drzewa, skakanie po kałużach, zabawy w strumyku, lepienie w glinie czy skakanie po murkach. Bardzo pomaga tu zabawa śnieżkami, jazda na sankach, lepienie bałwana i robienie babek z piasku. Czy tak modne ostatnio skoki na ogrodowej trampolinie.

To jednak rozwiązanie dla starszych dzieci. Już nieźle „zintegrowanych”. A co z niemowlakami?

Dla nich najlepiej zorganizować „plac zabaw” w domu, w bezpiecznych warunkach pokoju dziecięcego. To nietrudne, zwłaszcza w sytuacji szerokiej odstępności na rynku tak zwanych „zabawek terapeutycznych”, przygotowanych specjalnie z myślą o rozwoju sensorycznym najmłodszych. Wyjątkowo godnym polecenia wyposażeniem takiej sali zabaw sensorycznych jest zestaw poduch Cebuszka PHYSIO, przy okazji pełniących także szereg innych funkcji pomocniczych przy pielęgnacji noworodka, a później niemowlęcia.

Na zestaw składają się dwie poduszki, jedna większa, która sprawdza się jako miejsce do leżenia, a później bezpieczny kolec i wygodne siedzisko, oraz mniejsza, pomocna przy karmieniu, którą na późniejszych etapach rozwoju malucha można się posłużyć jako rekwizytem przy ćwiczeniach równowagi, chwytności i koordynacji.

Na etapie, kiedy niemowlę jeszcze tylko leży, usiłując chwytać przedmioty w zasięgu rąk, większa poduszka zapewni mu bezpieczeństwo, komfort, dodatkowe bodźce w postaci przyjemnej w dotyku tkaniny wypełnionej stymulującymi zmysł dotyku, miękkimi kuleczkami oraz ochroni przed samoistną zmianą pozycji.

Nieco później, gdy dziecko zaczyna samodzielnie pełzać, poduszka PHYSIO może posłużyć za swoisty tor przeszkód, po którym można przemieszczać się bezpiecznie, pokonując kolejne „wyzwania” w postaci nierównej powierzchni z miękkich mikro-kuleczek w bawełnianej poszewce. Taka zabawa doskonale kształci koordynacje ruchową i wspomaga rozwój mięśni stymulując ich prawidłowe napięcie. Z kolei przepełzania nad poduszką, na prawo i na lewo, uczy sprawnego operowania osią środkowa ciała i kształci zmysł równowagi, wspomagając także zdolność do orientacji w przestrzeni.

Rola poduszki PHYSIO nie kończy się nawet wtedy, gdy maluch potrafi już samodzielnie siedzieć, a potem raczkować. Wtedy może posłużyć za wygodne, bezpieczne i komfortowe siedzisko podczas zabaw z klockami i innymi zabawkami edukacyjnymi. Takimi jak miękkie, kolorowe książeczki, które są często ulubionymi zabawkami malucha.

Dzieci samodzielnie chodzące też mogą odnieść liczne korzyści z ćwiczeń z poduszkami PHYSIO, ponieważ ich rozwój sensomotoryczny wciąż daleki jest jeszcze od zakończenia. W tym wieku duża poduszka z powodzeniem służyć może za matę do ćwiczeń. Natomiast mniejsza poduszka przyda się do samych ćwiczeń. Przenosząc ją, w pozycji leżącej i na uniesionych rękach, nad głową lub na prawo i lewo. Większej Cebuszki można tez używać jako bezpiecznej równoważni i balansować na niej, najpierw stawiając stopę za stopą, a potem – dla utrudnienia – przesuwając stopami piłkę – co ćwiczy koordynację i zmysł równowagi. Mniejszą poduszkę używać można jak piłki, trenując rzuty „do kosza”, co wzmacnia koordynację oko-ręka i kształci precyzję ruchu.

Na większą poduszkę PHYSIO można także skakać, turlać się po niej lub czołgać pod nią, jak rekrut podczas szkolenia w koszarach, a wyobraźnia podpowie dzieciom jeszcze dziesiątki innych, zaczerpniętych z aktualnych filmów czy lektur scenariuszy.

W ten sposób domowa terapia integracji sensorycznej nie tylko zapewni dziecku prawidłowy rozwój fizyczny, wzmocni szanse na sukcesy szkolne i rozwinie wyobraźnię, ale będzie też przyjemna i bezpieczna.

mgr Kenward Polak fizjoterapeuta PWZF: 31518

dr Wojciech Kopaczyński fizjoterapeuta PWZF: 7589